Każdy za dzieciaka chciał być kimś innym. Ktoś strażakiem, ktoś gwiazdą rocka. Dominika Turek-Dmitriev chciała być akrobatką, by móc występować w cyrku. Ktoś powiedziałby, że było jej łatwiej spełniać marzenia, ponieważ w cyrku się urodziła, a pracująca w nim rodzina od pierwszych chwil wspierała ją w dążeniu do celu. Z naszej rozmowy dowiecie się jednak, że pasja to nie tylko poświęcenie, ale też odpowiedzialność – szczególnie wtedy, gdy ma się za sobą rodzinny biznes i pewne oczekiwania, które najtrudniej jest zawieść przed samym sobą. Zapraszamy Was do niezwykłego, cyrkowego świata, po którym nas i Was, oprowadzi dziś Dominika!
Takie rozmowy trudno zacząć
REDAKCJA: Może zabrzmi to banalnie, ale chyba powinnyśmy zacząć od początku, już czuję, że dalej będzie się dużo działo! Powiedz więc, kiedy zaczęła się Twoja przygoda z cyrkiem?
DOMINIKA: Można powiedzieć, że urodziłam się w cyrku. Rodzice byli związani z tą sztuką. A jakby sięgnąć pamięcią jeszcze dalej, to wszystko zaczęło się od taty. To on od małego mówił, że chciałby być artystą cyrkowym. Pochodzi z Rosji – tam szkoły cyrkowe są bardzo popularne. I pomimo tego, że nikt z jego rodziny nie miał takich zainteresowań, wybrał właśnie tę drogę, zarażając w późniejszym czasie moją mamę, która nijak nie była związana z cyrkiem. Za to uwielbiała uczęszczać na przedstawienia. Poznali się na spektaklu, a narzeczeństwem byli już po 2 tygodniach znajomości! Historia jak z filmu! 😉
Kiedy pojawiłam się na świecie rodzice dużo podróżowali ze swoimi pokazami – ja wraz z nimi. Podziwiałam artystów na arenach i marzyłam o tym, żeby stanąć kiedyś przed publicznością tak jak oni. W wieku 6 lat poprosiłam rodziców o rozpoczęcie treningów. Pierwszym wyborem było Hula-Hop myślę, że dlatego właśnie ten pokaz jest najbliższy memu sercu. Po 2 latach treningów w wieku 8 lat po raz pierwszy wystąpiłam na scenie.
Pasja, która zwycięża wszystko
REDAKCJA: Z tego co mówisz można przypuszczać, że życie cyrkowca to dziś bardzo wyjątkowa praca. Czujesz czasami, że ludzie nie rozumieją na czym ona polega?
DOMINIKA: Życie cyrkowca właściwie zawsze było specyficzne. Mam przeczucie, że ludzie nie do końca rozumieją dlaczego my właściwie lubimy tę pracę. Ciągle rozjazdy, dość nietypowe warunki mieszkalne itd. To jest dla nich nie do przyjęcia. Na chwilę tak, ale nie na całe życie. Podczas gdy my innego życia nie znamy. To co dla nich jest normalne bo od dziecka tak żyją, dla nas jest nietypowe bo my od urodzenia nie znamy innego życia niż to, które mamy. Kiedy przyjeżdżamy na zimę do domu (mamy wówczas przerwę) już ciągnie nas w kolejną trasę. Ale to, będą w stanie zrozumieć tylko Ci, dla których cyrk jest całym światem.
Niecodzienna codzienność
REDAKCJA: W odniesieniu do pytania wyżej – jak na co dzień wygląda Twoja praca? Na jak długo wyjeżdżacie?
DOMINIKA: Wyjeżdżamy w sezon na mniej więcej 9 miesięcy. Przez ten czas codziennie zmieniamy miejscowości i odwiedzamy różne zakamarki naszego kraju. Jesteśmy cyrkiem rodzinnym więc całe prowadzenie działalności jest w naszej intencji. Administracja, szukanie terenów, urzędy, reklama, prowadzenie portali społecznościowych i w końcu treningi, występy, obsługa świateł czy muzyki w trakcie spektaklu. Poświęcamy się całkowicie. Chcemy, żeby nasza firma prosperowała jak najlepiej, ale również, żeby widzowie przychodzący na spektakl byli zadowoleni ze spędzonego tu czasu. Publiczność przychodząca na spektakl patrzy już tylko na tą „ładną” formę i stronę cyrku. Makijaż, piękne kostiumy i wykonywane z lekkością elementy w pokazie. Wszystko co musiało doprowadzić do pokazu jest niewidoczne, a co za tym idzie niezrozumiałe. I jest to kolejny przykład tego, że nasza praca jest mało doceniana, wręcz nierozumiana przez społeczeństwo.
Moje występy w cyrku obejmują: Akrobatykę napowietrzną, hula-hop oraz pole dance. Najlepiej zdecydowanie czuje się z Hula-hop. To był mój pierwszy wybór jako dziecko i myślę, że w dużej mierze dlatego tak ważne. Z tym pokazem wiążę również ważne występy w moim życiu. Z zainteresowań dodatkowych- może to nie nowe, ale uwielbiam malować/ rysować. Ostatnio zaczęłam zajmować się customem odzieży. Maluje, ozdabiam głównie kurtki. Jeśli nie cyrk, może właśnie to będzie moja droga?
Taki zawód dla kobiety? A to wypada?
REDAKCJA: To wszystko brzmi niesamowicie. Jesteś w stanie opisać plan swojego „typowego dnia” w pracy? Jest w ogóle coś takiego?
DOMINIKA: Plan… Myślę, że życie w cyrku jest na tyle nieprzewidywalne, że, zawsze wyskoczy do zrobienia coś co zaplanowane nie było. Jeśli jednak miałabym opisać mniej więcej jak to wygląda brzmiałoby to następująco: rozstawienie pod namiotem całego bufetu oraz jego przygotowanie do korzystania z niego przez ludzi, później sprawy urzędowe- wysyłanie maili, opłaty itp., przygotowywanie grafik na portale społecznościowe, tworzenie konkursów oraz ich promowanie, ewentualny trening jeśli starczy czasu przed spektaklem, malowanie się na spektakl, wpuszczanie pod namiot widowni, obsługa przy bufecie, występ, składanie namiotu (w moim przypadku pomoc przy składaniu drobnych rzeczy typu zabawek czy bufetu) oraz sprzątanie wynajętego terenu ze śmieci nagromadzonych w trakcie przedstawienia, po tym przejazd do kolejnego miasta, a wtedy odpoczynek i spędzanie wspólnie czasu z rodziną. To jeden z przykładowych dni jakie są w cyrku. Część z tych prac jest niezmienna, inne mogą ulegać zmianie w zależności od sytuacji.
Miski A- M obwody 60-100 i nowa kolekcja już w sklepie online! MUSISZ TO ZOBACZYĆ!
Nie wszyscy cyrkowcy to zwyrodnialcy!
REDAKCJA: Kiedyś cyrk wyglądał inaczej niż teraz. Wielu ludziom kojarzył się z nieodpowiednim traktowaniem zwierząt i ludzi, jak wygląda współczesny cyrk? Czego można się spodziewać po takich występach?
DOMINIKA: Właśnie kiedyś, a w zasadzie jeszcze parę lat temu, cyrk kojarzył się wyłącznie ze zwierzętami. Nasz Cyrk od początku istnienia szedł w nieco innym kierunku. Nie mamy areny tylko scenę, zamiast ławek same krzesełka. Do tego wiele iluminacji świetlnych oraz pirotechnicznych. Pokazy głównie artystyczne. Zwierząt dzikich nie było u nas nigdy. Dziś media nagłośniły cyrki jako rozrywkę, która nie powinna mieć miejsca. Publiczność gwałtownie zaczęła spadać, a przyznawanie się do tego, że jestem artystką cyrkową, stało się powodem do niepokoju, gdyż od razu stawałam się obiektem zarzutów jakobym była katem zwierząt. Tego typu komentarze były i są skierowane nie tylko pod moim adresem. Cyrki zostały wrzucone do jednego worka ze złoczyńcami. Być może zdarzały się sytuacje tortur, ale nie oznacza to, że teraz każdy z nas taki jest. Niestety pomimo, że na naszej scenie nie ma pokazów zwierząt, widzów jest coraz mniej. Jedni cieszą się z tego, że mamy pokazy wyłącznie artystyczne, inni uważają, że bez zwierząt nie pokażemy nic szczególnego. Gdzie więc złoty środek? Sama nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie…
Do krytyki nie można się w pełni przyzwyczaić
REDAKCJA: W cyrku występujesz od dziecka, wcześnie więc zostałaś wystawiona na ocenę, a co za tym idzie krytykę ze strony widzów. Jak sobie z tym radziłaś?
DOMINIKA: Pierwsze moje kroki na scenie postawiłam w wieku 8 lat. Należę do osób, które są bardzo podatne na każdą opinię. Rodzina zastanawia się po kim taka jestem? Dlaczego nie walczę o swoje tylko zamykam się w sobie i przejmuję się każdym słowem? Po prostu taki mam charakter. Mam wrażenie, że kiedyś byłam silniejsza niż jestem teraz. Może dlatego, że jako dziecko mniej rozumiałam? Teraz krytyka uderza mnie jako osobę, która trochę już w swoim życiu przeszła mimo młodego wieku. Wiem ile poświęcam, żeby robić to co robię i być kim jestem. Dlatego każde bolesne słowo wymierzone w moim kierunku zabija mnie od środka. Jestem człowiekiem, który też w miarę możliwości stara się pomagać innym. Ostatnio zostałam zlinczowana publicznie za coś czego w życiu bym się nie spodziewała. Za pomoc bezdomnym zwierzakom. Internet jest bezlitosny, a ja łykam to wszystko, łapię emocjonalnego doła i płaczę w poduszkę. Zawsze mam wtedy wsparcie zarówno w rodzinie jak i przyjaciołach. Myślę, że to dzięki nim wstaje i dalej walczę o swoje pasje i marzenia, ale też o siebie samą.
W rodzinie tkwi siła!
REDAKCJA: Sądząc po tym co mówisz, praca w cyrku jest naprawdę stresująca. Jak dużo kobiet pracuje w Waszym biznesie?
DOMINIKA: W cyrku są ze mną 2 siostry, mama oraz babcia. Tryb pracy nie należy do najłatwiejszych, ale tak jak już mówiłam, jeśli się to kocha, można znieść wiele. Największym obciążeniem był dla mnie jeszcze do niedawna lęk przed tym, że nigdy nie znajdę drugiej połówki. Właściwie do 20 roku życia byłam sama. Nikt nawet nie chciał się ze mną spotykać. Uznawali, że związek na odległość nie ma sensu i nigdy się nie uda. Jako osoba raczej typu domator (tak, wiem, że może to brzmieć zabawnie) rzadko wychodziłam na miasto i sytuacje do spotkań tym samym malały. Miałam wtedy momenty zawahania. Może zostawić pasję? Zatrzymać się w miejscu i ułożyć sobie życie? Może rzeczywiście to co robię jest zbyt szalone? Ale przecież… moi rodzice jakoś sobie poradzili! Przecież ich historia jest niczym wyjęta z filmu! Miłość do cyrku zawsze zwyciężała. Miałam nadzieję, że kiedyś poznam na swojej drodze mężczyznę, który będzie w stanie to zrozumieć i zaakceptować. I tak się właśnie stało.
Nowa kolekcja by Dalia już w sprzedaży! Zobacz trendy JESIENI 2021!
REDAKCJA: Dobrze, że zaczęłaś ten temat! Wiemy, że od niedawna jesteś szczęśliwą mężatką, jak poznałaś swojego partnera i w jaki sposób pogodziliście związek z Twoim trybem życia?
DOMINIKA: Tak, od niedawna jestem żoną wspaniałego mężczyzny!
Poznaliśmy się na 25 rocznicy ślubu moich rodziców. Tata zorganizował huczną imprezę – odnowienie ślubów. Jonasz- mój mąż, przyjechał jako gitarzysta, żeby dograć w kościele wokaliście. Jako, że byłam wtedy w trakcie nauki gry na gitarze, a zostałam wystawiona przez mojego poprzedniego nauczyciela, zaoferował pomoc i naukę gry przez Skype ponieważ mieliśmy do siebie jakieś 150 km. Powoli te lekcje zamieniały się w coraz to dłuższe rozmowy, potem odwiedziny, aż wreszcie związek. Szczerze powiedziawszy bałam się otworzyć na poważniejszą relację wiedząc jak wyglądało moje życie dotychczas. Właściwie był to pierwszy chłopak, który rozumiał mnie i wspierał. Nie byłam wcześniej w żadnym związku więc wszystko było dla mnie nowe. Bałam się, że związek na odległość rzeczywiście nie podoła, że każdy kto mówił, że będę zawsze sama – miał rację. Ku mojemu zaskoczeniu Jonasz był w stanie poświęcić dla mnie wszystko. Rzucił szkołę muzyczną i zrezygnował ze swoich planów tylko po to, żeby przy mnie być. Z każdym kolejnym dniem udowadniał, że jest wyjątkowym człowiekiem. Jestem szczęściarą, że trafiłam na niego w swoim życiu. Teraz jest ze mną w trasie, ale jeśli pojawia się koncert wyjeżdża i realizuje się w swojej pasji.
Nie zawsze to kobieta musi dostosowywać się do partnera
REDAKCJA: W Polsce wciąż króluje pewien stereotyp o tym, że to kobieta powinna dostosować się ze swoim trybem życia i pracy do mężczyzny. U Was było zupełnie inaczej. Jak sobie z tym poradziliście?
DOMINIKA: Mam wrażenie, że krąży taki stereotyp, ale nas on nigdy nie dotknął, a może po prostu nigdy nie usłyszeliśmy tego wprost? Taką decyzję podjął on sam. Wręcz starałam się namawiać go, żeby dokończył i zrealizował swoje plany. On chciał po prostu być przy mnie. Trwało to wszystko kilka lat. Ciężko jest mi teraz przypomnieć sobie co wpłynęło na te ostateczne decyzje, z którymi jesteśmy teraz. Wiem tylko, że jesteśmy szczęśliwi i staramy się dzielić zarówno obowiązkami jak i wspierać nawzajem w swoich pasjach.
REDAKCJA: Twoje nazwisko jest dwuczłonowe, ale nosisz je od zawsze. Nie zmieniłaś nazwiska po ślubie. Dlaczego podjęłaś taką decyzję? Czy nie było nacisków ze strony Twojego męża bądź rodziny? W Polsce większość kobiet decyduje się na przejęcie nazwiska męża. Niejednokrotnie robią to dla rodziny, chociaż czują się z tym nieswojo. Mają wrażenie jakby wyzbywały się części swojej historii, jakby nagle startowały pod początku. Jak Ty do tego podeszłaś?
DOMINIKA: Bardzo długo się nad tym zastanawiałam. Nie chciałam w żaden sposób nikogo urazić i bardzo stresowałam się tym tematem. Z jednej strony chciałam, żeby mąż wiedział, że jest dla mnie ważny. Z drugiej strony- trochę w życiu osiągnęłam. I to wszystko pod moim panieńskim nazwiskiem, które swoją nietypowością sprawiało, że byłam bardziej zapamiętywana. Uważałam po części, że wyzbyłabym się pewnej części siebie. Nie podjęłam tej decyzji od razu, z dnia na dzień. Właściwie wahałam się, aż do dnia ślubu. Dużo rozmawiałam z mężem i miałam w nim całkowite wsparcie. Czasem jeszcze przychodzi moment kiedy myślę sobie czy podjęłam dobrą decyzję. Ale czy jest to naprawdę tak istotna kwestia? Kochamy się! I to jest dla mnie najważniejsze. Nie ważne pod jakim nazwiskiem. Przecież właśnie pod takim się we mnie zakochał.
Spełnienie dla kobiety nie jedno ma imię!
REDAKCJA: Brałaś udział w programie Mam Talent, jak wspominasz tą przygodę? Czy występ w telewizji stresował Cię bardziej niż standardowy występ cyrkowy?
DOMINIKA: Tak brałam udział i to dwukrotnie. Przygodę ogólnie wspominam na plus. Standardowe występy w cyrku właściwie już mnie nie stresują. Myślę, że człowiek wpada w pewnego rodzaju rutynę. Występ w telewizji to coś zupełnie innego. Całkiem inna atmosfera, wszystkie kamery skierowane na ciebie liczące każdy Twój krok oraz ocena jurorów od której właściwie zależy Twoje być lub nie być lubianą. Zarówno ja, jak i wiele osób z mojego otoczenia zauważyliśmy, że widzowie wyrobią sobie zdanie na temat danego pokazu wyłącznie przez opinię jury. Dzieje się tak może dlatego, że nie znają się na danym zawodzie i mają nadzieję, że właśnie grono jurorskie ich na to nakieruje?
REDAKCJA: Jak wynika z Twoich opowieści, spełniasz się zawodowo, realizujesz swoje pasje mimo poświęcenia, jakiego wymaga to z Twojej strony i strony Twojego męża. Jak zmotywowałabyś inne kobiety do podążania za swoją pasją? Wile kobiet ma pasje lub zainteresowania, które odpuszcza na pewnym etapie decydując się np. na założenie rodziny. Niejednokrotnie robią to pod presją najbliższych bojąc się tego co powiedzą ludzie gdy pójdą inną drogą. Miałabyś dla nich jakąś radę?
DOMINIKA: Ciężko podpowiedzieć cokolwiek, gdyż każdy ma inne życie, ale też inny charakter. Jedno jest pewne. Jeśli pasja i związek jest przepełniony miłością, zawsze można znaleźć kompromis. Moja praca naprawdę nie należy do najłatwiejszych i codziennie widzę jak ciężkie jest to nie tylko dla mnie, ale i mojego męża, który nigdy nie pracował w tym zawodzie. Ja się tu urodziłam! Więc pewne rzeczy są dla mnie zupełnie normalne. Polecałabym walczyć o swoje marzenia! Walczcie o to dzięki czemu uśmiech pojawia się na Waszych twarzach. Jeśli nie podoba się to komuś z waszego otoczenia po prostu róbcie swoje. Nikt nie przeżyje za was tego życia!
Silna kobieta – mocne wzorce!
REDAKCJA: W swoich występach wcielasz się między innymi w postać Harley Quinn, to bardzo wyrazista postać żeńska z komiksowego Universum. Dlaczego akurat ona? W jaki sposób Cię zainspirowała do odkrywania własnej kobiecości?
DOMINIKA: Tak- Harley Quinn! Moje totalne alter ego! Na codzień szara myszka, ale kiedy wcielam się w tę postać czuje, że mogę wszystko. Nie wiem jak to się dzieje. Może są to jakieś zajawki aktorskie? Czuję się w tej roli rewelacyjnie choć jest moim całkowitym przeciwieństwem. Zaczęłam rozwijać Cosplay tej postaci właściwie po namowach przyjaciela- uznał, że ma to potencjał. Patrzę na moje zdjęcia z pierwszego konkursu, na którym wcielałam się w Harley i widzę, że nie byłam wystarczająco pewna siebie. Nie było tego błysku w oku, który jej towarzyszy. Dziś oglądam siebie i nie wierzę, że to ja. Wychodzę na scenę i przechodzę transformację o 180 °. Może to, że jest to swego rodzaju maska, pozwala mi na wiarę w siebie i większe uzewnętrznienie? Tego nie wiem, ale jedno jest pewne. Ta postać już tak bardzo zakorzeniła się w moim życiu, że zajmuje miejsce jako jeden z ważniejszych aspektów, które wpłynęły na to gdzie jestem teraz oraz kim jestem. Moje marzenie? Spotkać kiedyś Margot Robbie i podziękować jej. Za to, że jej odwzorowanie postaci w tak realny sposób wpłynęło na moją osobowość i pomaga z każdym dniem zyskiwać pewność siebie.
Kobiecość dla mnie to przede wszystkim akceptacja samej siebie. Jeśli mam być szczera, myślę że mam- to przyznam się, że nie uważam się za kobietę atrakcyjną. Brakuje mi odwagi, pewności siebie. Z resztą zawsze byłam skryta. Zawsze byłam tą wycofaną dziewczyną, która wstydziła się wszystkiego i nadal tak jest dopóki… nie wyjdę na scenę! Wtedy przechodzę totalną transformację! Czuję, że mogę podbić świat. Na co dzień? Szara myszka. Myślę, że też między innymi właśnie dlatego tak lubię tę pracę. Wyzwala we mnie emocje, o które bym siebie nie podejrzewała.
Instagram Dominiki – ODWIEDŹ- ZOSTAW FOLLOW!
Słowem podsumowania
REDAKCJA: Gdybyś miała podsumować naszą rozmowę – to za co kochasz swoją pracę najbardziej?
DOMINIKA: Kocham swoją pracę najbardziej za uśmiech i wdzięczność publiczności. Moment kiedy stoisz na scenie, słyszysz brawa, a po spektaklu przybiegają do ciebie dzieci tylko po to, żeby się przytulić jest nie do opisania! To co robimy jest wyłącznie dla publiczności. Chcemy dawać im rozrywkę, chcemy dawać im radość. Co może być więc większą nagrodą niż właśnie ten uśmiech wywołany na ich twarzach? Nigdy nie zapomnę sytuacji kiedy byłam po wypadku. Nie mogłam wtedy występować. Pojawiałam się wówczas na scenie jako mały epizod postaci z bajki. Byłam załamana, że nie mogę występować. Po pokazach publiczność robiła pamiątkowe zdjęcia z artystami, a ja stałam z boku niezauważana. Pewnego dnia mała dziewczynka ominęła wszystkich i podeszła do mnie mówiąc, że nigdy mnie nie zapomni. Moje serce urosło, a oczy naszły łzami ze wzruszenia. Myślę, że to był jeden z momentów, które sprawiły, że postanowiłam się nie poddawać i zrobić wszystko, żeby móc powrócić na scenę!
REDAKCJA: Dziękujemy Ci Dominika za rozmowę. To było niesamowite móc dowiedzieć się jak wygląda życie cyrkowca zza kulis. Podziwiamy Cię za odwagę, siłę i otwartość, a także dobre serce, którego Ci nie brakuje. Życzymy Ci kolejnych lat na scenie i mamy nadzieję, że spotkamy się na żywo i będzie nam dane oklaskiwać Twoje występy! 🙂