Pochodząca z Katowic Aleksandra Wanatowicz wybrała mało popularny zawód, jednak wymagający zacięcia, precyzji, kunsztu i talentu. Wspierając Was w wyzwaniu #Dalia52tygodnie publikujemy rozmowę z współczesną modystką, która inspiruje do podejmowania odważnych decyzji i zachęci do kosztowania nowych smaków życia.
Koronkowa bielizna czy strój kąpielowy w oryginalnym fasonie uzupełniony o piękne nakrycie głowy mogą się okazać trafionym duetem….
Redakcja #ShapeMeUp: Projektujesz i wykonujesz nakrycia głowy. Jak dokładnie wygląda Twoja praca?
Aleksandra Wanatowicz: Jestem Modystką (z fr. Modiste) i zajmuję się projektowaniem, wyrobem oraz sprzedażą wszelkiego rodzaju nakryć głowy: kapeluszy, fascynatorów, ozdobnych spinek i wszystkiego, co można założyć bądź „przyczepić do głowy”.
Jak wygląda proces tworzenia kapelusza od A do Z – od szukania inspiracji, przygotowania projektu, prototypu i finalnego dzieła?
Hmm, tego się nie da opisać. Inspiracji nie szukam, gdyż zazwyczaj „same do mnie trafiają”. Oczywiście jeżdżę na wiele wystaw mody i tam zwracam szczególna uwagę na nakrycia głowy. Śledzę również pokazy pod kontem tego, co projektanci proponują w kwestii nakryć czy dekoracji. i przeglądam albumy ze starymi fotografiami. W muzeum zatrzymuje się przy portretach, bo może akurat malarz uwiecznił jakąś damę dworu w kapeluszu (śmiech). Najbardziej lubię jednak pracę z materiałami i kiedy widzę jakiś jedwab, to od razu wiem, jak go upnę i wymodeluję. Rzadko natomiast szkicuję projekty.
Gdzie i jak Aleksandra Wanatowicz zaraziła się tą pasją?
Od dziecka uwielbiałam kapelusze. Mam to po mamie, która często zabierała mnie w Krakowie na ulicy Floriańskiej do sklepu z kapeluszami w którym uwielbiałyśmy przymierzać kapelusze i berety. Miałam też swój ulubiony granatowy kapelusik kształtem przypominający melonik z granatową kokardką, kupiony w sklepie przy fabryce kapeluszy w Skoczowie.
Dwa lata temu na Facebooku mignęło mi ogłoszenie o warsztatach prowadzonych przez Monikę Ciesiełkiewicz, modystkę pracującą dla Philipa Treacyego (przyp. redakcji: światowy guru w temacie nakryć głowy); mojego idola, który moim zdaniem jest najlepszym kapelusznikiem na świecie. Na tych pierwszych warsztatach poczułam, że tak – to jest ta droga, będę modystką. Od tej pory regularnie uczestniczę we wszelkich możliwych warsztatach pogłębiając wiedzę i techniki wyrobu nakryć głowy. Po dwóch latach szkoleń i wielu domowych próbach założyłam firmę i stało się: oficjalnie jestem Modystką. 🙂
Czym zajmowałaś się wcześniej?
Zanim zajęłam się „produkcją”, zdążyłam skończyć studia dziennikarskie i krakowską Szkołę Artystycznego Projektowania Ubioru. Zajmowałam się stylizacjami, projektowaniem butów, ubrań i robiłam biżuterię, którą zresztą od czasu do czasu również wykonuję do teraz.
Czytaj także: Piechotą przez Lizbonę. Rozmawiamy z Jolie Su
Jak wygląda Twoja marka na dzień dzisiejszy?
W lutym założyłam oficjalnie i prawnie firmę. Teraz skupiam się nad jej rozwojem. Szukam butików, które są zainteresowane poszerzeniem swojego asortymentu o nakrycia głowy, zdobywam indywidualnych klientów przez internet i tak zwaną pocztą pantoflową. Szukam też miejsca na pracownię, bo do tej pory przekształciłam na nią jeden pokój w moim mieszkaniu, ale potrzebuję odrębnej przestrzeni. Mam nadzieję, że w lipcu będę się przeprowadzać.
W jakim czasie projektujesz i wykonujesz nakrycia głowy?
Wszystko zależy od weny. Tak mniej więcej jeden, czasami dwa kapelusze dziennie. Ostatnio mam dość sporo zamówień na opaski, bo to hit tego sezonu i wiadomo – im więcej ich przygotowuję, tym szybciej z czasem mi to wychodzi. Z kapeluszami jest inaczej, bo ich proces wykonania czy schnięcia poszczególnych elementów jest dłuższy i bardziej pracochłonny.
Gdzie można kupić Twoje dzieła?
W zaprzyjaźnionych butikach albo bezpośrednio przez mój fanpage. Zgłaszają się do mnie klientki z polecania albo takie, które znalazły mnie na Instagramie (@wanatowicz) czy wspomnianym Facebooku. Umawiamy się na spotkanie, rozmawiamy o projekcie i przechodzimy do fazy realizacji.
Wkrótce moje projekty będą dostępne również w sklepach internetowych.
Kto jest Twoim klientem?
Głównie kobiety, ale też zdarzają się mężczyźni chcący mieć coś wyjątkowego, coś czego nie znajdą w sieciówkach. To klienci, którzy doceniają rzemiosło i jakość. Często też Panny Młode, bo wiadomo, że ślub jest w Polsce taką okazją, na którą wypada mieć coś ozdobnego na głowie, (śmiech). Cudownie by było, gdyby w Polsce, jak w Wielkiej Brytanii na ślubie każda kobieta miała zwyczaj założyć coś wyjątkowego na głowę na głowie.
Jak wygląda twoja promocja?
Zdecydowanie stawiam na regularne posty na Instagramie i kontakt bezpośredni oraz pocztę pantoflową. Może w przyszłości zrobię jakąś akcję uliczną zachęcającą ludzi do noszenia kapeluszy. 🙂
Jak często się szkolisz i gdzie zdobywasz kolejne doświadczenia?
Mniej więcej raz na kwartał jeżdżę na warsztaty, kupuję wszystkie możliwe książki o tematyce modniarskiej i przeszukuję Internet.
Jaki jest polski klient – czy dość odważny?
Często określa się klienta, który nosi kapelusz właśnie odważnym. Trochę mnie to bawi, bo z odwagą kojarzy mi się rycerz w srebrnej zbroi, ale i hełmie. (śmiech) Rzeczywiście, ludzie zwracają uwagę na osoby, które mają coś ozdobnego na głowie, ale to chyba fajnie. Klient w kapeluszu na pewno się wyróżnia.
Gdzie i komu chciałabyś sprzedawać swoje małe dzieła?
Najchętniej na Brytyjskim Dworze 🙂 a tak poważnie to marzy mi się współpraca z Harrodsem w Londynie, chyba na 2 piętrze jest taki dział z kapeluszami cieszyłoby mnie to gdyby i moje nakrycia głowy znalazły tam dla siebie miejsce. No i w Paryżu w La Fayette, albo w Splicie w Chorwacji w jakimś małym romantycznym butiku, mogę tak wymieniać i wymieniać.
Czyją jesteś fanką, jeżeli chodzi o nakrycia?
Oczywiście Philipa Treacyego. Jest najlepszy. Miałam okazję go poznać i zwiedzić jego pracownie. Magiczne miejsce i cudowny człowiek. To był jeden z najfajniejszych dni w moim życiu. Philip życzył mi powodzenia, powiedział mi, że mam się nie bać, że nie jest to łatwa praca ale, że jeżeli się kocha kapelusze to warto, więc go posłuchałam.
Może chciałabyś pracować dla kogoś konkretnego?
Na razie sama spróbuję u siebie. Chyba, że współpraca w takim wypadku jestem otwarta na przeróżne propozycje.
Do czego Aleksandra Wanatowicz zachęca nasze czytelniczki? Zarówno, jeżeli chodzi o spełnianie się w roli niezależnych kobiet biznesu, projektantek stawiających na własny biznes, jak również w zakresie kreowania własnego stylu i odwagi w szaleństwach „z głową”?
Oczywiście do walki o marzenia nawet jeżeli nie jest łatwo a czasami bardzo trudno to trzeba przynajmniej spróbować w najgorszym wypadku nie wyjdzie, ale będziemy to już wiedziały. Zachęcam do przekonywania się i mam nadzieję, że pozytywnego, bo to daje satysfakcję a nawet jak męczy to pozytywnie. Ach zapomniałabym do noszenia czegokolwiek ale na głowie. 🙂
Dziękujemy za rozmowę!