Są w społeczeństwie (nie tylko polskim) tematy, które podgrzewają atmosferę i są w stanie zamienić w koszmar niemal każde spotkanie rodzinne czy towarzyskie. Nie bez powodu radzi się zatem, aby o religii, orientacji seksualnej i polityce przy stole NIE rozmawiać – osobiście dodałabym do tej listy jeszcze jedną kwestię, a mianowicie szeroko rozumiany „wygląd”, zarówno w kontekście nas samych jak i osób z zewnątrz. Dlaczego? Cóż, to proste. Prawie wszyscy mamy jakieś kompleksy. Czujemy się niedoskonali, nie dość dobrzy w pewnych kwestiach czy obszarach. Nie lubimy więc o tym rozmawiać, nie chcemy obnażać się publicznie ze słabości, które i nam wydają się czasami trywialne, a przecież mimo to bolą, uwierają i wywołują dyskomfort. Wolelibyśmy chwalić się tym co w nas najlepsze, nawet jeśli trochę podkoloryzowane, a resztę zamieść pod przysłowiowy dywan. Cóż, jakby na to nie spojrzeć wygląd zewnętrzny ma dla nas duże znaczenie. Dlaczego więc nowy nurt – body neutrality – który pojawił się w sieci już jakiś czas temu, wzbudza w nas praktycznie wyłącznie pozytywne odczucia, skoro większość z nas nie potrafi się do jego założeń zastosować? Dziś postanowiliśmy w redakcji rozłożyć tę kwestię na czynniki pierwsze. 🙂
Ale o body positivity to słyszeliście?
Body neutrality to zupełnie nowe hasło, ale z ciałopozytywnością na pewno już się zetknęliście. Popularne „body positivity” pojawiło się w Internecie w 2012 roku. Ma jednak znacznie głębszą historię i sięga końca lat 60. XX wieku. W zasadzie niedługo po rozpowszechnieniu się tej koncepcji, „neutralność ciała” została wprowadzona jako alternatywne podejście do pozytywności. W dużym skrócie chodziło o to, aby zamiast poświęcać czas i uwagę na pokochanie swoich niedoskonałości, skupić się na tym co ciało może nam dać i co możemy dzięki niemu osiągnąć. Przyznacie chyba, że ma to jakiś sens, prawda?
CZYTAJ WIĘCEJ: Dwie kobiety PLUS SIZE – szczerze o swoim życiu zza kulis!
Popularny hasztag czy jednak coś więcej?
Dziś prawie niemożliwe jest zalogowanie się do mediów społecznościowych bez natknięcia się na reklamy diet i ćwiczeń z hashtagami #bodylove, #bodypositivity, #loveyourbody i #naturalbeauty. Nawet popularne osoby z dumą pokazują już swoje niedoskonałości ciała, momentami otwarcie promując #fatculture. To znowu wzbudza kontrowersje i głosy sprzeciwu, szczególnie od osób podkreślających znaczenie kwestii zdrowotnych w trendzie, który mimo wszystko – zdrowy nie jest. Bo o ile fałdka na brzuchu czy większa pupa to żaden powód do niepokoju, o tyle poważna nadwaga promowana w sieci jako „hot plus size” niesie za sobą wiele zagrożeń, o których modelki i influencerki zarabiające na tym jak wyglądają – oczywiście nie mówią. Czy oznacza to, że inni mają prawo dyktować im warunki i cokolwiek narzucać? Absolutnie nie. Wszak nasza wolność kończy się dokładnie tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Czy to była kultura skrajności?
Body positivity miał być dla wszystkich. Szybko okazało się jednak, że można być „zbyt chudą” albo po prostu „zbyt ładną” (według standardów obcych osób), żeby się nie klasyfikować. Gdy dziewczyny mniejszych rozmiarów oznaczały swoje zdjęcia tym hasztagiem, spotykały się z falą krytyki. I chociaż wszyscy wiedzą przecież, że na zdrowy rozum – kompleksy ma praktycznie KAŻDY, to i tak nie zmieniało faktu, że hajt i niewybredne komentarze wylewały się z Instagrama strumieniami.
Być może dlatego wiele osób uważa, że ruch body positive stworzył wokół siebie niezdrową kulturę, która pozwala ludziom lekceważyć kwestie medyczne, często towarzyszące zarówno otyłości jak i niedowadze, a także każdej innej skrajności, która przyciągała obserwatorów podziwiających odwagę danej modelki, a jej samej odbierała możliwość zdrowego funkcjonowania na co dzień. Wiadomo, że im coś bardziej kontrowersyjne i rzucające się w oczy tym większą szansę ma na zdobycie popularności. I tak oto ruch mający piękne założenia, doprowadził do rozpędzenia się karuzeli, w której każdemu zależało znowu na tym samym – pozyskaniu obserwatorów i dodatkowej atencji.
A może przestać się na tym skupiać?
Jeżeli wyobrazimy sobie, że mielibyśmy wylądować nagle na bezludnej wyspie bez dostępu do Internetu, a jedynym naszym celem byłaby walka o przetrwanie do czasu aż nie pojawi się pomoc – jaką rolę odegrałoby w takich warunkach nasze ciało? Czy nie mając dostępu do bezlaktozowego mleka i nasion chia przestalibyśmy je karmić? Czy zastanawialibyśmy się nad tym jakiej wielkości jest nasz biust, albo czy widać nam cellulit? Wątpliwe. Najprawdopodobniej szybko przestawilibyśmy bowiem swoje priorytety. Pozbawieni bodźców zewnętrznych w postaci oceniającego wzroku innych ludzi, a także chęci zaimponowania im i pokazania się z jak najlepszej strony, 100% uwagi poświęcilibyśmy na to, by zaspokoić potrzeby podstawowe. Zjeść, napić się, odziać, schronić przed zimnem itd. Od nowych butów na obcasie, dodających nam zawsze kilku cm, ważniejsze byłoby to, aby nogi nie domówiły nam posłuszeństwa i pozwoliły przemieszczać się szybko z miejsca na miejsce. Od fałdek na brzuchu czy plecach, istotniejsze byłoby to, czy możemy zjeść cokolwiek, co dałoby nam siłę wstać i działać. I chociaż teoretyzujemy sobie oczywiście i mówimy o jakiejś abstrakcyjnej sytuacji, w której raczej nikt z nas się nigdy nie znajdzie – ten zabieg myślowy pozwala wyciągnąć pewne wnioski. Każda skrajność jest zła, a jak to mówią „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Dlatego nawet jeżeli ciało pozytywność miała szlachetne zamiary i tak wywołała bunt, hejt, presję i wiele innych, niekoniecznie tak oczekiwanych rezultatów…
Poznaj kolekcję bielizny dla WSZYSTKICH KOBIET!
Bycie neutralnym jest najtrudniejsze
Wiecie co? Być body neutrality, to bardzo trudne zadanie. Umiejętność szczerego i prawdziwego odcięcia się od kwestii związanych z naszym wyglądem, wymagać będzie od nas więc dużo siły, koncentracji i codziennej pracy nad sobą. Ale jeżeli nam się uda chociaż częściowo przenieść uwagę z tego co powierzchowne, na to co możemy zaoferować światu ze swojego serca i głowy – naprawdę będziemy spokojniejszymi i szczęśliwszymi ludźmi. Bez ciągłej pogoni za jednym czy drugim kanonem, bez oceniania się, bez krytykowania, bez prób pokochania na siłę… W szczerości z samym sobą, we wdzięczności za każdą możliwość, dzień i progres. :)) Tego Wam kochane Dalibabki życzymy!