Każda z nas kryje w sobie różne doświadczenia, trudności i przeżycia, które na zawsze wpisują się w naszą historię i kształtują nasze charaktery. A czasem całkowicie odmieniają nam życie. Chcemy przedstawić Wam niezwykłą osobę – młodą kobietę, która wygrała walkę z chorobą i która pragnie nieustannie pomagać ludziom borykającym się z podobnymi problemami, głosząc ciałopozytywność. Odważną dziewczynę, która pomimo wielu przeszkód pokochała życie i chce tą miłością zarażać innych. Poznajcie Julię – autorkę bloga jestempozytywna.pl – której oddajemy głos:
Mało znane fakty o bulimii
Gdy miałam cztery latka, uwielbiałam bawić się lalkami Barbie. Pamiętam nawet moje ulubione, choć kolekcję miałam całkiem sporą. Wszystkie były piękne, miały długie, lśniące włosy, które po paru miesiącach zabawy nie były już takie piękne, jak na początku. Wtedy je obcinałam albo wrzucałam lalkę na sam dół kosza z zabawkami i zapominałam o niej. Wszystkie moje lalki miały duże oczy w wyrazistym kolorze głębokiego brązu, błękitu albo zieleni. Wszystkie były chude, miały długie nogi i nieproporcjonalnie cienką talię. Były idealne.
W wieku dziesięciu lat byłam największą fanką seriali, które leciały na kanałach dla nastolatków. W każdym z nich powtarzała się reguła, że główna bohaterka jest najładniejsza ze wszystkich, jest szczupła, ma idealne rysy twarzy i fajnie się ubiera. Chciałam się upodabniać do swoich idolek, nosząc peruki czy zachowując się tak, jak one. Zawsze piękne, utalentowane, zawsze otaczane przez tłum fanów, zawsze w centrum uwagi najprzystojniejszych chłopców.
Gdy miałam czternaście lat, nosiłam już pełny makijaż, ukrywając to, co mi się w sobie nie podobało, pod warstwą podkładu i pudru. W szkole panowała wieczna walka między dziewczynami, która będzie najbardziej fit, która będzie miała najpiękniejsze włosy i makijaż. Każda z nas była na jakiejś diecie, każda z nas miała swoje wyobrażenie idealnego ciała. Dążyłyśmy do tego.
Teraz mam prawie osiemnaście lat i patrząc wstecz na swoje dzieciństwo, zdaję sobie sprawę, jak bardzo otaczający mnie świat wpłynął na moje postrzeganie siebie i swojego piękna teraz. Nie mam idealnego ciała, moje ramiona są szersze niż biodra, brzuch nie jest płaski, a moje biodra są pokryte wyraźnymi rozstępami. Na rękach mam blizny, na pośladkach cellulit, a moje włosy nie błyszczą już tak, jak przed zachorowaniem na bulimię. Wpadłam w nią przez obsesję na punkcie swojego ciała. Chciałam być piękna, idealna, szczupła, złudnie myśląc, że gdy schudnę, da mi to jakieś szczęście. Znajdę chłopaka, będę miała przyjaciół, a może nawet uda mi się coś osiągnąć? Zostanę fotomodelką, bo zawsze o tym marzyłam. Będę pewniejsza siebie, będę chodzić na zakupy i wybierać ciuchy bez patrzenia, czy jest mój rozmiar, bo S i M znajdzie się zawsze. Nie będę musiała nosić bielizny uciskowej na mój brzuch. Będę szczęśliwa.
Ale zaraz…
Czy aby na pewno to jest klucz do szczęścia?
Liczba na jakimś urządzeniu na baterie, zwanym wagą?
Literka na metce ubrania?
Czytaj także: Dobre samopoczucie, którym zarazi Cię Magdalena Górnisiewicz!
Niełatwo być sojuszniczką swojego własnego ciała w czasach, w których zewsząd nastawiają nas przeciwko niemu. Wmawia się nam od dawna, że niedoskonałości są czymś, czego należy się wstydzić, co trzeba ukrywać, usuwać, zasłaniać i kamuflować. Salony kosmetyczne atakują nas reklamami, jak pozbyć się cellulitu, a na okładkach znanych, kolorowych gazet widnieją panie, których zadaniem jest przykuć uwagę czytelniczki swoją wyidealizowaną sylwetką, perfekcyjnym makijażem i fenomenalnie ułożonymi włosami. Wchodząc do drogerii rzucają się w oczy kosmetyki na promocji, których nazwy same w sobie nastawiają nas przeciwko swojemu ciału: anty-cellulit, anty-rozstępy, anty-trądzik, anty-zmarszczki, wszystko anty, wszystko na nie, zupełnie tak, jakbyśmy miały być przeciwniczkami swojego ciała i musiały walczyć z nim, by wpasowało się w kanony, bo jak nie, to… No właśnie, to co? Co się stanie, jeśli się sprzeciwimy i zaczniemy pokazywać nasze ciała takie, jakie są na serio?
Bielizna Dalia Sofia semi-soft k24
To nieprawda, że nikt nie jest idealny. Wręcz przeciwnie – wszyscy jesteśmy. Bez względu na wiek, wzrost, wagę, kolor skóry czy jakąkolwiek inną cechę. To świat każe nam dążyć do wyimaginowanego celu, gdzie nic nas nie czeka oprócz wyrzutów sumienia i nienawiści do siebie i swojego ciała. Wszystko to kręci się wokół pieniędzy, ktoś zarabia na tym, że my siebie nie lubimy i chcemy zmieniać w sobie to, co naturalne i zupełnie normalne. Chciałabym za kilkanaście, kilkadziesiąt lat spojrzeć wstecz na swoje życie i przypomnieć sobie wszystkie najpiękniejsze chwile. Wymarzone wakacje nad morzem, gdy korzystałam ze słońca i opalałam się w stroju kąpielowym, nie zwracając uwagi na wystające boczki. Imprezę urodzinową i przepyszny tort, będący moim pierwszym posiłkiem, który zjadłam bez wcześniejszego pytania o kalorie czy wesele, na którym bawiłam się w sukience odkrywającej ramiona, będące do tego momentu moim największym kompleksem. Życie jest po prostu za krótkie na nielubienie siebie i martwienie się tak mało istotnymi sprawami.
Ciałopozytywność